Dzisiejszy artykuł, to moje przemyślenia dotyczące takiej kwestii jak obowiązek małżeński oraz historia jednej z moich kursantek. Jeśli Cię to nie interesuje, to po prostu miłego dnia, uciekaj do swoich spraw!

A dla zainteresowanych… Nieziemsko mnie wkurza samo to wyrażenie. Przyznam, że wszystko się we mnie zapala, gdy o tym słyszę. Tylko proszę, nie zrozumcie mnie źle – seks jest w związku potrzebny, jest niesamowicie ważny, wręcz niezbędny i tu się zgadzam. Nie zgadzam się natomiast z powiedzeniem, że jest to czyjś obowiązek – czy to żony czy to męża.


Dla mnie jest przywilejem. 
Przywilejem wstępu do świątyni ciała mojego Ukochanego. 
I tak samo traktuję siebie.


Obowiązek to obowiązek – nikt się Ciebie nie pyta czy masz ochotę karmić psa albo trzymać się zasad ruchu drogowego – bo to Twój OBOWIĄZEK. I wypełniasz go, czy Ci się podoba czy nie, czy się dobrze czujesz czy źle, itd.

No to teraz wstawmy seks do obowiązku. Czujesz to? Obdarowywanie kogoś tak ogromnym podarunkiem jak własna intymność nie może być obowiązkiem. Bo obowiązek wyklucza w pewnym sensie wolę. A w podarunku wola obdarowywania jest najważniejsza dla pełnej radości z prezentu.


Chciałabyś, żeby Twój mąż kochał się z Tobą z przymusu?
Żeby zaspokoić Twoje pragnienie?

No chyba nie bardzo. Myślę, że dla niego to też nie byłaby żadna przyjemność. I ja tu nie piszę teraz o żadnym gwałcie! Tylko o świadomej zgodzie jednej strony, że no dobra. Nie chce mi się, nie mam ochoty, ale widzę, że Ty bardzo chcesz, więc zrobię to dla Ciebie. Poświęcenie na ołtarzu małżeństwa.

No nie. Wybaczcie, ale nie. Raz po raz piszą do mnie kobiety, których życie seksualne jest w ruinie, które seks boli. One kochają swoich mężów, godzą się na ten seks, ale tym samym zapętlają koło cierpienia. Utrwalają negatywny obraz seksu w swoim mózgu. Że może boleć, być nudno, szybko, bez satysfakcji (nie mylić z orgazmem! kobiety jak najbardziej mogą mieć satysfakcję z seksu bez orgazmu, o ile jest to ich świadomym wyborem) i że to jest spoko. Nie, to nie jest spoko.


Nie masz żadnego obowiązku współżyć ze swoim mężem.
Masz za to przywilej wstępu do tej świątyni, jako jedyna osoba na całym świecie.


Ale jak to w świątyni – trzeba uszanować wszelkie prawa świętego przybytku. Między innymi prawo do odmowy. I to samo tyczy się Ciebie – wejście do świątyni Twojego ciała, w Twoją intymność, jest jego przywilejem, jako jedynej osoby na całym świecie. Seks to święto miłości, a nie wypełnianie obowiązku.

Daj mi znać co o tym sądzisz. Wypowiedz się w temacie. Jestem bardzo ciekawa, co myślisz o „obowiązku małżeńskim„.

Obowiązek małżeński – historia Eweliny

Ta opowieść nie jest śliczna. Jest bardzo trudna. To właśnie historia poświęcania się na ołtarzu małżeństwa. Na szczęście z happy endem 😉 Ewelina jest szczęśliwą mężatką, ma dwoje dzieci, prowadzi małą firmę. Jest wierząca, choć przez wszystko, co przeżyła jej wiara mocno się zachwiała. Na szczęście dzięki wiedzy i wsparciu różnych specjalistów ona i jej małżeństwo dążą do wyjścia na prostą. Resztę już niech opowie Ci sama:


Trochę mnie ten obowiązek małżeński przeorał. Na wizycie po połogu, po pierwszym porodzie, lekarka dość enigmatycznie powiedziała, że zapisze mi globulki nawilżające z kwasem hialuronowym, bo przy karmieniu piersią współżycie może nie być takie, jak dotychczas. Oh jak boleśnie się o tym przekonałam. Nie wspominając o tym, że libido matki karmiącej było na poziomie minus 100. No, ale przecież, gdy się kogoś kocha, trzeba się poświęcać, dbać o dobro drugiego, być dobrą żoną itd itd.

No to się starałam, raz, drugi… podniecenia zero, sucho jak na pustyni, bolało jakby mnie mąż papierem ściernym traktował. On nie wiedział czemu, ja nie wiedziałam czemu. Przecież wszędzie się słyszy, że 6 tyg po porodzie można wrócić do współżycia, no i ta opinia, że LAM daje pełne bezpieczeństwo i wtedy to sobie można poużywać. A my byliśmy po zagrożonej ciąży z całkowitym zakazem współżycia, od samego początku. Tym bardziej chciałam być dobrą żoną, więc zaciskałam zęby na poduszce, dosłownie. Łzy mi leciały po policzkach Robiłam wszystko, żeby mąż tego nie widział. Pytał tylko na koniec z troską, czy dziś też bolało. Zazwyczaj mówiłam, że trochę.

Obowiązek małżeński – co ze mną jest nie tak?

Myślałam, że coś ze mną nie tak. Byłam obtarta do krwi. Ale nie chciałam mu odmawiać, chciałam być dobrą żoną.  Z czasem już nie mogłam się dłużej zmuszać . Pół roku było tej suszy, ale kolejne pół roku przełamywałam się psychicznie, przed strachem przed współżyciem.

Po drugim porodzie byłam już tak zmęczona…  urodziłam wcześniaka,  do tego dom, laktator co 2 godziny całą dobę, brak pomocy.

Nie dałam rady wymagać od siebie więcej. Nie było składania się w ofierze na ołtarzu małżeństwa. Prawie rok nic – może ze 2 próby, ale bolało. Byłam już tak źle uwarunkowana na seks, W ogóle z powodu tej przeklętej teorii, że współżycie musi się kończyć nasieniem w pochwie, nie dotrzymaliśmy do końca czystości przedmałżeńskiej. Nie z jakiejś osławionej pożądliwości.

Jak miałam po kilku latach czekania odmówić mężowi po ślubie? A widziałam, że jakoś nie podniecam się w 2 minuty jak wszystkie bohaterki romantycznych filmów. I byłam świadoma, że pewnie i tak nie trafi się nam zaraz po ślubie czas niepłodny i będę musiała przeżywać swój pierwszy raz w strachu przed ciążą, której nie chcieliśmy tak od razu, w domu pełnym gości, w stresie. Nic dobrego to nie wróżyło.

I stchórzyłam. Wybrałam spokojny czas, bez presji i mam cudowne wspomnienia. W ogóle… Nie wiem skąd to wszystko się wzięło? Wychowanie? Religia? Nie wiem. Myślę, że wiele mogłoby wyglądać inaczej gdybyśmy wiedzieli wcześniej jak co wygląda, czego się spodziewać. Uważam, że edukacja seksualna w naszym społeczeństwie leży i kwiczy. I będzie leżeć póki rodzice nie będą z dziećmi „rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać” jak powiedział Lew – Starowicz. Bo żadna szkoła ani żaden Kościół tego dobrze nie zrobią – zawsze będzie przegięcie w którąś stronę.


Zanim skomentujesz czy ocenisz bohaterkę – 100 razy się zastanów

Bo oceniać ma prawo tylko Pan Bóg. Ubierz czyjeś buty, przejdź jego drogę i potem możesz się wypowiadać. Jestem bardzo wdzięczna Ewelinie za podzielenie się z nami tą trudną historią. Dostaję takich mnóstwo, jednak zwykle z dopiskiem „nie mam komu o tym powiedzieć… nie chciałabym, żeby ktoś się dowiedział…”. Dlatego też nie słyszycie o nich ode mnie. Mój mail kipi łzami bólu, żałości, zawodu, poczucia niesprawiedliwości… Ale bardzo często to wypłakanie, wykrzyczenie się pomaga w motywacji, by coś zmienić. Zawalczyć o siebie, o swoje małżeństwo, bo przecież może być pięknie! I żaden obowiązek małżeński nie jest do tego potrzebny.

Natomiast do wypowiedzi na temat główny, czyli obowiązek małżeński i waszego postrzegania tej kwestii – ogromnie zachęcam! Dajcie znać w komentarzach, jak Wy to widzicie.


jak zrozumieć kobietę