Dziś znowu mam dla Was wpis gościnny – z resztą, na Wasze życzenie 😀 Tym razem głos oddaję mojej dobrej znajomej – Idze. Opowie Wam między innymi o tym, dlaczego warto się badać, jak pomagają w tym obserwacje oraz co się działo dalej w jej przypadku.


Cześć. Na początek: O CZYM ten tekst NIE JEST:

  • nie jest o tym, że trzeba sobie mówić, że to co się dzieje nieprawidłowego to „nic takiego strasznego”;
  • nie jest też zachętą do sugerowania się moim przypadkiem jako zupełnie bezproblemowym;
  • nie jest TWOJĄ DIAGNOZĄ, nawet jeśli objawy są podobne.

Jeśli coś Cię niepokoi – marsz do ginekologa!


Zdecydowałam się podzielić swoją historią z kilku powodów:

  • Po pierwsze, to, że nic Cię nie boli, nie znaczy, że wszystko jest z Twoim cyklem, jajnikami i szyjką macicy w porządku.
  • Po drugie, chcę Cię uspokoić, że torbiel jajnika nie jest czymś strasznym i przerażającym (oczywiście też zależy od jej rodzaju, mam tu na myśli torbiele czynnościowe – w którymś tam cyklu nie pękł pęcherzyk, nie doszło do owulacji i powstała torbiel; proste, czyli bez zmian nowotworowych – choć i te szybko wykryte są zupełnie wyleczalne).
  • Po trzecie, jeśli czekasz na laparoskopię torbieli przy jajniku – nie masz się czego bać.

Po co iść do ginekologa?

Ale do rzeczy – kiedyś nie byłam taka mądra jak teraz i uważałam, że skoro mam okres średnio co miesiąc, a bóle brzucha tylko jak za dużo zjem, to wszystko jest w najlepszym porządku. No i oczywiście skoro nie współżyłam, to „po co miałam iść do ginekologa”

Tak się jakoś złożyło, że poszłam, zupełnie na luziku, namówiona przez koleżankę, która twierdziła, że wypada mi chociaż iść, żeby się upewnić, że wszystko gra. W przezbrzusznym, (a później jeszcze wykonanym dla pewności przezodbytniczym) USG okazało się, że mam torbiel przy (?) na (?) lewym jajniku. Dokładnie nie było widać (niby to widać dopiero podczas laparoskopii, w USG jelita trochę mogą zasłaniać 😜 whatever).

Oczywiście zostałam odesłana, żeby przyjść po miesiączce, bo „się może wchłonie”. NIE WIEDZIAŁAM od kiedy to mam i od kiedy jest takie duże. W ogóle niewiele się dowiedziałam podczas tamtej wizyty, dlatego poszłam do innego ginekologa, który bardziej przejął się sprawą. Aż za bardzo, bo po podaniu jakichś przeciwzapalnych leków i duphastonu od razu wysłał mnie na stół operacyjny. Więc co zrobiłam? Poszukałam jeszcze innego 😄
Wtedy zaczęła się około 1,5 – roczna przygoda z dalszą diagnostyką, hormonami i innymi metodami (zioła, okłady). Ale przede wszystkim z kontrolnym USG co jakiś czas – żeby się upewnić, że zmiana się nie powiększa, że nie ma charakteru nowotworowego.

Nic mnie nie bolało, nie przeszkadzała mi w codziennym życiu, w zasadzie – gdyby nie USG to nawet nie podejrzewałabym, że coś jest nie tak

Zasadniczo to ginekolog mówił mi, że taka torbiel (ok 6-8 cm) ma dużą bezwładność i wszystko fajnie dopóki się nie skręci (np. przy obrotach), wtedy mam godzinę, żeby znaleźć się na sali operacyjnej (później tworzy się martwica okolicznych tkanek i różnie bywa z ratowaniem resztek jajnika). To mnie trochę przerażało, ale nadal czekałam, aż torbiel sama się wchłonie, zniknie, pęknie, albo coś.

W planach była też punkcja zawartości tej torbieli (przezpochwowe usunięcie samego płynu z zostawieniem otoczki – niestety jest to rozwiązanie krótkotrwałe – torbiel może się znów napełnić.. no i często tak się dzieje i zabieg powtarza się co kilka miesięcy, ale no – jest mega mało inwazyjny). Na tamten czas jednak nie wchodziło to w grę (u dziewic raczej się tego nie wykonuje).

Aha, nie wspomniałam: odkąd pamiętałam miałam plamienia okołoowulacyjne, ale każdy mnie uspokajał, że to normalne itd. Okey, 3-4 dni tak, ale ponad tydzień? Tak czy siak, jakoś z tym musiałam żyć, bo gin mówił, że żeby to ocenić, trzeba cytologię no i obejrzeć szyjkę macicy, a póki jest błona to nie ma sensu jej naruszać.

Później już było trochę łatwiej  bo…

…hajtnęłam się! No i wyprowadziłam na drugi koniec Polski, co oznaczało poszukiwania nowego ginekologa i… zupełnie nie związaną z przeprowadzką, ale z dalszym życiem wstępną decyzję o laparoskopii.
Badania zaczęłam od cytologiiginekolog obejrzał też szyjkę i okazało się, że mam ektopię (popularnie, acz nie do końca prawidłowo nazywaną też nadżerką) i stąd te plamienia się biorą, no i wiadomo na USG – ogromna torbiel, po trzech miesiącach obserwacji -> skierowanie na laparoskopię.

Sama laparoskopia mnie trochę przerażała – nie tylko ze względu na to, że nigdy wcześniej nie byłam w szpitalu na żadnej operacji, ale też przez koronawirusa – nikt nie będzie mógł przyjść mnie odwiedzić w razie czego. No ale cóż, muszę być silna i jakoś to przetrwać, ludzie mają gorsze problemy. Okazało się, że… nie było tak źle jak sobie wyobrażałam!  A należę do optymistów, którzy lubią wyobrażać sobie najgorsze, żeby później miło się zaskoczyć 

Laparoskopowe usunięcie torbieli jajnika – jak to wygląda?

Przyszłam, musiałam wypełnić milion papierów, po czym przebrać się w piżamę. Później pomiary: ciśnienia. EKG, USG, krew… po paru godzinach odhaczania tych checkpointów w końcu trafiłam na salę szpitalną. Była 14.00, dostałam zupę (nawet smaczną, ale co z tego 😛), po której musiałam wypić (albo realnie mówiąc – zacząć pić) środek przeczyszczający. Strasznie niedobre, coś jakby ktoś zmieszał wodę morską z syropem cytrynowym, ale co tam – trzeba to trzeba 😛 Miałam na to 4 h.

Wyobraź sobie, że 1,5 litra tej mikstury popijałam ponad litrem wody 😀 W sumie wyszły 3 h. Po 1 h od rozpoczęcia picia zaczynało się też bieganie do toalety. Gdybym wiedziała, że smak moviprepu będzie czymś najgorszym co mnie tam spotka, nie stresowałabym się w ogóle niczym później.

Do końca dnia mogłam jeszcze pić wodę. Wieczorem było spotkanie z anestezjologiem i ustalenie rodzaju znieczulenia (zazwyczaj jest to znieczulenie ogólne, jeśli nie ma przeciwwskazań). Później spanko – dali mi niby tabletkę, wzięłam – trochę z ciekawości 😛 ale spałam tylko 4 h, więc chyba była słaba 😛

Przygotowanie do laparoskopii

O 6 pobudka i szykowanie do operacji – kąpiel i specjalna jednorazowa koszula. Rano już nie mogłam nic jeść ani pić, miałam też zrobić sobie lewatywę (brzmi strasznie, ale serio nic nie boli i nie jest niczym tragicznym, więc naprawdę bez spiny!).

Mój zabieg był o 11.00, więc do tego czasu miałam wolne. W międzyczasie odwiedził mnie też mój ginekolog, żeby zapytać jak się czuję i odpowiedzieć na ewentualne pytania. Powiedział, że postara się zrobić jak najmniejsze nacięcia, ale jak nie da rady to będzie musiał otworzyć brzuch (nacięcie na jakieś 15 cm). Ok, no zobaczymy. Później z pielęgniarką pomaszerowałam na salę operacyjną. Stamtąd pamiętam już tylko te 2 minuty przed przyłożeniem mi maseczki z gazem usypiającym (btw. niezły odlot! 😀).

Obudziłam się na sali pooperacyjnej i pierwsze co zrobiłam, to zobaczyłam na nacięcia na brzuchu

Malutkie, prawie niewidoczne –ucieszyłam się bardzo! 😀 Niecałe pół godziny później przewieźli mnie już na salę szpitalną i tam mogłam robić to co lubię najbardziej – dalej spać 😀 Puściłam tylko parę SMSów, że wszystko okey i usnęłam. Po 2 godzinach już scrollowałam Facebooka i przyszła pielęgniarka wyjąć mi cewnik (nawet nie wiedziałam, że go mam, bo zakładali mi go na sali operacyjnej jak już spałam). Lekkie ukłucie, ale nie bolało. Powiedziała, że jak mam siłę to mogę iść się umyć, a jak nie to luz. Oczywiście poszłam, trochę mi się kręciło w głowie (chyba po tej narkozie 😛) i lekko czułam brzuch, ale – od tamtej chwili aż do końca dolegliwości z laparoskopią związanych – to był ból porównywalny do zakwasów po dobrym treningu brzucha

Po prysznicu czułam się jak nowo narodzona – ginekolog stwierdził, że jestem żywą reklamą laparoskopii 😀 I tak się właśnie czułam – bardzo dobrze. Później do końca dnia – robiłam sobie powolne spacery na korytarz po wodę – nadal nie mogłam jeść, więc to musiało mi wystarczyć 😀 Ale nieszczególnie byłam głodna – raczej szczęśliwa, że już po wszystkim i kolejnego dnia wrócę do domu.

Ta noc była już dużo spokojniejsza, rano znów nie dali mi śniadania, a jak koło 12.00 dostałam wypis to już podarowałam sobie tę szpitalną zupę (którą już mogłam zjeść) 😀

Laparoskopia – po powrocie do domu

Wiadomo – dieta płynna, później lekkostrawna – praktycznie puste jelita napełniały się około tydzień (brałam też sobie w tym czasie probiotyk, żeby uzupełnić florę bakteryjną), ale powoooli wszystko wróciło do normy 😉
Później był czas intensywnego odpoczynku, spacery – najpierw tylko do toalety, później wokół bloku 😛 a tak to książki, filmy itp. 

Po tygodniu byłam ściągnąć szwy: rana przy tym szerszym nacięciu (po stronie gdzie była torbiel) troszkę się rozchodziła, dlatego skorzystałam ze stripów (takie plastry łączące brzegi nie zagojonych ran) – po kolejnym tygodniu wszystko ładnie się zrosło (znaczy skóra – w środku pewnie jeszcze nadal się goi).

Jeśli chodzi o zwolnienie lekarskie, dostałam na początku na 2 tygodnie, a później zostało przedłużone o tydzień, bo czułam się dobrze i ogólnie miałam już siłę wrócić do pracy (a nawet trochę się za nią stęskniłam 😛). Ale wiem, że jest duża dowolność – pewnie zależy od sytuacji. Tak czy siak – uważam, że te 3 tygodnie to absolutne minimum, żeby dać sobie odpocząć.

To chyba tyle. Naprawdę, laparoskopia to nic strasznego, nie ma się czego bać – ani to nie boli, ani nie jest ryzykowne 😉


Ogromnie dziękuję Idzie za to, że podzieliła się z nami swoją historią – oby w przypadku takiego zabiegu każda z nas przeszła go tak dobrze, jak ona 😀

Podobają Ci się historie moich wspaniałych Kobiet?

A może i Ty chciałabyś się podzielić z nami swoją kobiecą historią? Nie ma tu tematów tabu, a artykuł mogę opublikować oczywiście anonimowo, bez znaków, po których ktoś mógłby Cię rozpoznać. Te opowieści pomagają. Pokazują, że ktoś ma tak, jak ja, że nie mnie jedną coś takiego spotkało. Często też wybrzmiewa w nich, że szczęśliwe zakończenie jest jak najbardziej możliwe.

A może po prostu potrzebujesz pogadać, wylać myśli przed kimś zaufanym, ale jednak niezaangażowanym osobiście? W takim razie również zapraszam do kontaktu. To moja, całkowicie bezpłatna, forma pomocy dla Was. Możesz z niej skorzystać, kiedy tylko będziesz chciała i potrzebowała moja Piękna. Wielkie zmiany, zaczynają się od małego kroku.

W każdym z tych przypadków pisz do mnie na: olesinskab@gmail.com
Odpowiadam na wszystkie maile w ciągu 1-2 dni roboczych.

Możesz też skorzystać z formularza poniżej:



    Naturalne Planowanie Rodziny – kurs online

    Przypominam również, że możesz skorzystać z moich kursów NPR online: