Zabieram się do tej recenzji jak pies do jeża, bo bardzo nie lubię opowiadać o tym, co niespecjalnie przypadło mi do gustu. Ups. Chyba już wiesz, co będę chciała napisać o książce… Budowanie napięcia nie jest moją mocną stroną 😅

Chciałabym polecić. Bardzo liczyłam na tę książkę. Ale nie polecam. Zwłaszcza jeśli wcześniej czytało się już coś w temacie.

Natomiast polecam przeczytać recenzję do końca, bo może ta książka nie jest odpowiednia dla kogoś takiego jak ja, ale dla Ciebie będzie złotem. Czytaj dalej!

Sama książka ma formę wywiadu pomiędzy dziennikarką Anną Augustyn-Protas i ginekologiem dr n. med. Tadeuszem Oleszczukiem. W budowie podobna trochę do Sztuki Kobiecości (jej recenzję znajdziesz tutaj, warto!), natomiast zdecydowanie mniej wciągająca.

Co znajdziesz w środku?

Na początek trochę formalności – 272 strony, ładna okładka i dobry papier do pisania notatek na marginesie 🤭

Książka dzieli się na 15 rozdziałów, a raczej tematów wokół których toczy się rozmowa. O czym przeczytasz?

Na początku jest rzecz istotna, tj. czego ginekolog Ci nie mówi (a powinien), bo nie ma na to czasu. Pi razy drzwi – o tym, że ginekolog powinien patrzeć na kobietę holistycznie, a często gęsto niestety nie patrzy.

Kolejne tematy traktują o wadze diety w naszym życiu. Ja tutaj eureki nie odkryłam, ale to chyba przez to, że mocno się już wgłębiłam w temat 😀 Natomiast przyklaskuję temu, co pan Oleszczuk twierdzi – jesteś tym, co jesz. Jeśli jesz to, co przetworzone, naszpikowane złymi wartościami, to i w Twoim ciele tworzą się stany zapalne, organizm sobie nie radzi i choruje, żeby pokazać, że mu to nie leży.

Kolejny temat to tarczyca. I z tego, co zauważyłam, to cała książka kręci się właśnie wokół niej. W sumie słusznie. Można tu znaleźć wytłumaczenie, czemu poprawne działanie tarczycy, jest tak ważne, jak ją uregulować, jak badać i jakie kuku można sobie zrobić olewając wyżej wymienione czynności.

Dalej mamy dwa ważne tematy – problemy z zajściem w ciążę, sama ciąża i ukłon za skierowanie rozmowy na ważny temat – o poronieniach.

Potem mamy cały zestaw tematów o kobiecych przypadłościach: torbiele, PCOS, anemia, nowotwory… Co zrobić, żeby nie mieć i co robić, żeby wyleczyć.

Ostatni rozdział fajnie brzmi, jednak pytania, które w nim znajdziemy raczej należą do tych bardziej podstawowych. Nosi tytuł Varia, czyli co zawsze chciałaś wiedzieć, ale o co wstydziłaś się zapytać. No i na fajny tytule niestety się kończy.

Plusy – a może jednak warto?

Po pierwsze – ogólnie pomysł na książkę jest w dechę! Pytania do ginekologa i to jeszcze takie mega życiowe.

Po drugie – raczej pozytywna strona mocny, tj. większy nacisk na profilaktykę niż na straszenie chorobami.

Po trzecie – ogólny charakter książki pochwalający zdrowy tryb życia, częste wspominanie o konieczności badania się, wskazówki jak często. No i oswajanie z tematem, usuwanie strachu przed lekarzem i badaniami. To ogromnie na plus.

Po czwarte – zwrócenie uwagi na tarczycę i na to, że czasem warto zbadać coś więcej niż tylko krew. Dużo wskazówek związanych właśnie z regulowaniem hormonów dietą. No i co robić, żeby nie musieć regulować.

Po piąte – na samym końcu znajdziemy spis badań wartych uwagi, na których opiera się pan doktor.

Po szóste – fajny pomysł z eksperymentem. Rzucić nabiał i cukier na miesiąc, a włączyć więcej wody i warzyw. Potem sprawdzić efekty. Jeśli się człowiek lepiej czuje, to może warto przemyśleć zostanie przy tej diecie? Mimo wszystko dla mózgu zmiana „na chwilę” jest chyba łatwiejsza do przyjęcia niż zmiana „na zawsze”.

Minusy – czemu jednak nie polecam?

Cieszę się, że rośnie pula książek o kobiecości, kobiecym zdrowiu, seksie, itd. Ale ta książka nie bardzo mi gra ze względu na kilka kwestii.

Po pierwsze – ogromna pochwała antykoncepcji, zwłaszcza hormonalnej. Bardzo luzackie podejście na zasadzie – jak Ci nic nie jest, to nie ma co się bać, nie ma po co robić badań, sprawdzać, itd. Owszem, jest wspomniane, że jeśli są przeciwskazania, to lepiej zrezygnować. Natomiast, to co można z książki wynieść – możesz łykać hormony jak witaminy i nic Ci się nie stanie. Bierz, odstawiaj, mieszaj, luz. Nie chcesz dzieci? Bierz. Chcesz dzieci? Odstaw. Skutki uboczne? Eeeee tam…

Po drugie – podejście do NPR. W zasadzie można było się tego spodziewać, że zostanie wspomniany tylko kalendarzyk i zaznaczenie, że może być skuteczny, ale przy zachodzeniu w ciążę. Wiedza pana Oleszczuka w temacie – zerowa. Trochę przykro, że taki orędownik zdrowego stylu życia polecam hormony zamiast obserwacji swojego ciała i współgrania z nim. No zgrzyta mi to mocno.

Po trzecie – w książce można znaleźć sporo poleceń konkretnych leków, preparatów, instytutów badań. I to też mi trochę zgrzyta. Jak to mówi moja mama, pewnie przepłacone 😜 Nie czepiajcie się, wiem, że wcale nie musi tak być. Nie wiem tego. Natomiast czytając miałam trochę wrażenie, że co jakiś czas wchodzi spot reklamowy i przez to przestawałam wierzyć w to, co czytałam wcześniej. Co innego polecić badania genetyczne, a co innego badania w firmie X.

Po czwarte – włosy mi się zjeżyły na głowie, jak przeczytałam, że ginekolog mówi o zajściu w ciążę przy współżyciu dzień przed miesiączką. I tym uzasadnia nieskuteczność Naturalnego Planowanie Rodziny. No eeeeeeeej. Przecież nie każde krwawienie to miesiączka! Znając życie w przypadku tej pani, której przypadek opisany jest w książce, mieliśmy do czynienia po prostu z krwawieniem śródcyklicznym (jak mieć pewność, że dane krwawienie to faktycznie miesiączka, dowiesz się z końcówki tego artykułu). Badania naukowe już na prawdę poszły do przodu i nie ma co posyłać w świat takich mitów.

Po piąte – sam język książki i to, co się w niej dzieje. Mam wrażenie, że w wielu przypadkach mamy za dużo wodolejstwa i powtarzania tego samego. Ciężko się czytało po prostu.

Po szóste – język. Nie przeczytasz tu raczej o sromie, vaginie, pochwie – raczej o miejscach intymnych. A przypominam, że mówi to ginekolog.

Czytać czy nie czytać?

Podsumowując 😀 Jeśli wiesz już coś w temacie dbania o kobiece zdrowie czy siedzisz w kręgach Naturalnego Planowania Rodziny – nie dowiesz się za wiele. Jeśli jesteś totalnym świeżakiem – nie dostrzeżesz pułapek, które słodko i bezproblemowo brzmią, a mogą być równie niespodziewane i rozczarowujące, co wdepniecie w krowi placek na pięknej łące.

Z tego względu nie mogę polecić książki, mimo, że widzę w niej dużą wartość w pewnych aspektach. Gdybyś jednak sama chciała to sprawdzić, możesz ją kupić >>tutaj<<.

Na końcu tradycyjnie kilka pozytywnych cytatowych kwiatków


Nasze zdrowie w przeważającym stopniu zależy od niej [diety]. Nie chodzi tu wcale o kalorie ani nawet o ilość substancji odżywczych. Chodzi głównie o rodzaj produktów, które w siebie wrzucamy. Wszystko, co trafia do naszych ust, kilka godzin później dociera do naszych jelit, a to one w 80% zawiadują naszą odpornością. Nie chodzi wyłącznie o podatność na katar czy przeziębienie, ale też możliwość rozwinięcia się nowotworów, cukrzycy czy depresji. Większości chorób – także tych kobiecych.


A może czas zacząć hodować własne [warzywa], choćby na balkonie? To doskonały sposób na poprawę nastroju. Okazuje się, że obecny w większości ziemskich gleb mikrob Mycobacterium vaccae, z którym mamy kontakt grzebiąc w ziemi, działa na nasz organizm, jak prozac: podnosi poziom serotoniny w układzie nerwowym.


Gdziekolwiek się obrócimy, musimy zacząć od jelit.


Nie spotkałem pacjentki z nieprzyjemnymi objawami menopauzy, która by nie miała kłopotów z tarczycą.
A skoro ma kłopot z tarczycą, przystankiem numer dwa, to znaczy, że źle pracują jej jelita, przystanek numer jeden?
Tak, bo bałagan w jelitach, dysbioza jelitowa, czyli zaburzenie ich pracy, zawsze przekłada się na gorszą pracę tarczycy.


Czasem rozmawiam z pacjentką i upewniam się, czy na pewno nie je cukru. Ona kategorycznie zapewnia, że żadnego cukru, nic a nic. A mi się coś w wynikach nie zgadza. I dopytują, co dokładnie miała na śniadanie, na kolację. I wychodzą: winogrona, sok z pomarańczy, dwa jabłka. I jeszcze patrzy na mnie zdziwiona: przecież to nie słodycze, to owoce, owoce są zdrowe. Ręce mi opadają.
Rozmawialiśmy o tym, że to ciut zdrowsze landrynki. Ale, Panie Doktorze: zawsze zdrowsze.
Zdrowsze to jest jabłko z ekologicznego sadu. Winogrona, które jechały do nas z drugiego końca Europy, są sztywne od chemii, którą są zasypane, żeby nie pleśniały. A wcześniej, żeby wyrosły idealnie ładne i nie były kąsane przez owady, mają kilkanaście oprysków. A do tego zwykle dostajemy odmiany najsłodsze, aż lepkie od cukru, bo takie się najlepiej sprzedają. Co w nich jest zdrowego?


A, i jeszcze coś, trzeba dbać o nawodnienie.
To chyba zalecenie dla każdego?
To jest szczególnie istotne po menopauzie, bo wtedy zaczyna zwalniać pracę nasz ośrodek pragnienia. A to ważna jednostka, choć niedoceniana. Słabnie i kobieta przestaje dostawać sygnały przypominające, że ma się napić. I nie pije.
Czemu to takie ważne?
Bo niedobór wody w organizmie jest cichym złodziejem energii. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, że każdego dnia przepływa przez nas 2,5l wody. (…) I teraz wyobraźmy sobie, że ograniczamy picie lub pijemy tylko moczopędnie działającą kawę i herbatę i zamiast potrzebnych nam 2,5l przyjmujemy 100ml. Pierwsze na czym organizm zaczyna oszczędzać, to mocz i stolec – pojawia się zatwardzenie i dramat w jelitach. Potem oszczędza się na skórze i śluzówkach. Spowalnia się wypłukiwanie toksyn i filtrowanie nerek. Obniża się skuteczność leków. Spada ciśnienie. Skóra traci elastyczność, staje się sucha, wiotka, pojawiają się bóle głowy.


Nie tylko e-papierosów, ale także zwykłych papierosów. One zużywają estrogeny (…) i organizm starzeje się szybciej. (…) amerykańskie badania, naukowców bodaj z uniwersytetu w Pensylwanii, sugerują, że pod wpływem skażenia dymem papierosowym organizm zaczyna się starzeć jeszcze szybciej, nawet o 9 lat wcześniej.


[Libido] Można sięgać po naturalne pobudzacze (…). Ale najważniejsze, to usunąć blokady, popracować nad wrogami seksu. Są nimi: stres, przemęczenie, czasem nienajlepsza relacja z partnerem. Bywają też zaburzenia hormonalne, które osłabiają ochotę, ale je trzeba rozpoznać i leczyć, bez tego nawet preparaty z kosmosu nie dodadzą chęci na nic.


Ale co to znaczy podwyższone ryzyko zachorowania? Co wpływa na to, że ktoś zaczyna chorować?
W 20% decydują o tym geny, w 35% dieta. I aż w 30% stres. Reszta – jakieś 15% – to warunki środowiskowe.


Jak ktoś słusznie zauważył, skoro w wielkim supermarkecie tylko w jednej alejce można znaleźć zdrową żywność, to jaka żywność znajduje się w pozostałych częściach sklepu?


U kogo występuje największe ryzyko zachorowania na raka?
Taka dziewczyna ma wiecznie upławy, często coś piecze, swędzi, czuje suchość w miejscach intymnych lub ich opuchnięcie. Jeśli bierze leki, to problem znika, ale po pewnym czasie powraca. Kiedy pytam, od jak dawna tak jest, to odpowiada: „A, od dziesięciu lat.” Może miec nieprawidłowe krwawienia. Często ma nadwagę. Do tego zaparcia lub biegunkę. Nie rodziła i nawet nie leczy zaburzeń hormonalnych, bo je bagatelizuje. Ma słabą odporność, pali papierosy, ma przewlekłą chrypkę. W jej rodzinie były problemy z tarczycą i występowały nowotwory jelita grubego, piersi lub inne. Żyje w permanentnym stresie przez wiele lat. Ma niski poziom selenu i witaminy D3, a wysoki poziom arsenu.


Do rozwoju raka piersi bardzo przyczyniają się jedzenie słodyczy i nadwaga. Jeśli dziewczyna jest otyła, to jej rak szybciej też będzie rósł. Jego wzrost stymulują estrogeny, które znajdują się w tkance podskórnej, a tej kobieta otyła ma więcej, czyli też więcej estrogenów. Poza tym każdy nowotwór żywi się cukrem. Jeśli ktoś go dużo je, to dokarmia potwora.


[Cytologia] Nie ma skutków ubocznych, można tę chwilę w kalendarzu znaleźć. Są badania, że już jedna cytologia zmniejsza ryzyko choroby o 40%. A ta pacjentka, która bada się regularnie, nie ma szans, żeby mieć raka. A i jeszcze coś jest ważne! (…) Żeby odebrać wyniki badania. Zdziwiłaby się Pani, jak dużo kobiet odhacza wizytę, ale już wyników nie odbiera.


Jak tradycja każe, na koniec zachęcam do zapisu na newsletter. Wysyłam gołębie pocztowe raz na tydzień. Co w nich? Kilka zdań co tam słychać, ale głównie ciekawostki nprowe, przydatne treści o seksualności, czasem o zdrowiu, czasem o samorozwoju, i inne. No i razem z zapisem dostajesz dostęp do materiałów dodatkowych w Cyfrowej Biblioteczce JZK 💪


jak zrozumieć kobietę