Wersja audio:
Dziś podrzucam temat z działki edukacji seksualnej. Ale będzie też o sprawiedliwości intymnej i o upoważnieniu do przyjemności. A także o bolesnych stosunkach.
Ten artykuł powstał na kanwie wystąpienia Peggy Orenstein na konferencji TEDWomen 2016. Całe wystąpienie trwa jakieś 15 min i można je znaleźć tutaj. Pierwotnie ten artykuł miał być jedynie postem na Facebooku, ale za bardzo mi się rozwinął o dodatkowe informacje, więc przeniosłam go tutaj :P
Upoważnienie do przyjemności
Dziwnie brzmi, prawda? Upoważnienie do przyjemności. Do przyjemności czerpanej z seksu.
„Choć młode kobiety czują się upoważnione do zaangażowania seksualnego, nie całkiem czują się upoważnione do czerpania z niego przyjemności.”
Słyszysz jak to brzmi? My kobiety nie czujemy się upoważnione do czerpania przyjemności z seksu. Jak mamy mieć wysokie libido, skoro w głębi siebie mamy zakorzenione, że seks wcale nie musi być dla nas przyjemny? Jak chcieć czegoś, co nie zawsze jest dla nas przyjemne, a często nawet boli?
Wyjście awaryjne
Tu pojawia się kolejny problem. Nie potrafimy powiedzieć „nie”. Nie potrafimy przyznać się, że nie chcemy, nie mamy ochoty, cokolwiek, co oznacza odmowę.
Dlatego wybieramy wyjście awaryjne. I „wszyscy są zadowoleni”. Tzn. mężczyzna zaspokojony (i nie mający pojęcia o tym, co rozegrało się własnie w naszej psychice), a kobieta ochroniona przed krytyką i upokorzeniem (bo odmowa, w naszej kobiecej głowie, zwykle się z tym łączy).
„Dziewczyna zrobi chłopakowi loda pod koniec wieczoru, bo nie chce uprawiać z nim seksu, a on oczekuje, że zostanie zaspokojony. Więc jeśli chcę, aby wyszedł, a nie chcę, żeby coś się wydarzyło…”
Wyjście „idealne”. Ale dlaczego kobieta nie chce, żeby coś się wydarzyło?
Dlaczego kobieta „nie chce” seksu?
„W największym dotychczas badaniu o zachowaniach seksualnych Amerykanów 30% kobiet zgłaszało ból podczas zbliżeń seksualnych. Używały też słów jak” „przygnębiający”, „upokarzający”, „poniżający”. Młodzi mężczyźni nigdy nie używali takiego języka.”
1/3 kobiet seks po prostu boli. I wiesz, ta 1/3 kobiet nadal uprawia seks, nic z tym nie robi, zaciska zęby i marzy, żeby było już po wszystkim.
„Jeśli dziewczyna wchodzi w zbliżenie mając nadzieję, że nie będzie bolało, chcąc poczuć się bliższą partnerowi i oczekując, że on osiągnie orgazm, będzie zadowolona, gdy te kryteria zostaną spełnione. (…) Brak bólu, to bardzo niskie wymagania wobec własnego zaspokojenia seksualnego”
Wyobrażasz sobie, że określasz swoją pracę zawodową jako „satysfakcjonującą”, bo nic Cię w niej nie boli? Ja też nie.
Tylko, że ten ból nie bierze się znikąd. Czasem to kwestia fizjologii, ale dużo częściej jest to kwestia psychiki i samego nastawienia kobiet do swoich narządów płciowych, seksu i czerpania z niego przyjemności. Z tego, czego nas nauczono o kobiecym seksie. A pamiętaj, że uczy nas głównie, póki co, Internet i inne media.
W naszej głowie tworzy się prosty łańcuszek:
brak upoważnienia do przyjemności z seksu -> moja głowa nie chce seksu -> moje ciało nie chce seksu -> moje ciało broni się przed seksem napięciem -> seks boli -> moja głowa jeszcze bardziej nie chce seksu, itd…
Sromota
„Rodzice małych chłopców częściej nazywają wszystkie części ich ciała, przynajmniej mówią: tu jest twój siusiak. Rodzice dziewczynek przechodzą od pępka do kolan i zostawiają cały ten obszar nienazwany. Nie ma lepszego sposobu na zrobienie z czegoś tematu tabu, jak nienazwanie tego. (…) Nigdy nie mówimy „srom”, a już na pewno nie „łechtaczka”.”
W języku polskim istnieje nawet słowo „sromota”. Przestarzałe, ale jednak. Oznacza „wstyd, hańbę, niesławę, poniżenie”.
W średniowieczu uważano, że z racji, że kobiece narządy płciowe są „schowane” (a przynajmniej nie tak widoczne jak męski penis), to Bóg uznał je za gorsze, wstydliwe. I przez to również kobiety, jako ich posiadaczki, były uznawane za gorsze.
W tym miejscu sam połącz fakty. Bo ja mam czasem wrażenie, że nadal tak myślimy. I to niekoniecznie mężczyźni. Ale my, kobiety, o nas samych.
„Ale żeby zmiana w myśleniu nastąpiła, trzeba rozmawiać z młodymi o seksie. Jeśli dyskusje staną się częścią codziennego życia, mówienie o intymnych doświadczeniach w inny sposób zmieni perspektywę tak, jak w dużej mierze zmieniliśmy formę, w jakiej mówimy o kobietach w sferze publicznej.”
Po co gadać z naszymi dziećmi o seksie?
W Ameryce przeprowadzono badanie na amerykańskich i holenderskich młodych kobietach. Co zaskakujące, holenderki były o wiele bardziej zadowolone ze swojego życia seksualnego.
„Holenderskie dziewczyny mówiły, że ich lekarze, nauczyciele i rodzice rozmawiali z nimi szczerze, już w młodym wieku, o seksie, przyjemności i wadze własnego zaufania. Co więcej, choć rodzice w USA niekoniecznie czują się mniej komfortowo mówiąc o seksie, to skupiają się raczej w tych rozmowach na ryzyku i zagrożeniu, podczas gdy holenderscy rodzice mówią o równowadze odpowiedzialności i radości.”
W naszej „edukacji” skupiamy się tylko na tym, żeby chronić się przed tymi najbardziej nasuwającymi się zagrożeniami. A co z profilaktyką? Tą taką mniej widoczną. Co z czerpaniem radości z seksu? Co z uczeniem właśnie o tym? Co z kobietami, które same kneblują sobie usta i mówią, że wszystko ok, mimo, że je po prostu fizycznie boli? Co z kobietami, które uważają, że tak to już z tym seksem jest? Co z tymi, które zmuszają się do seksu, żeby partner był szczęśliwy?
Do cholery, co z naszą komunikacją intymną w związkach, skoro nie potrafimy najbliższej osobie powiedzieć „Kochanie, stop, boli mnie” i spróbować wspólnie znaleźć przyczynę?
Zrozumieć kobietę, zrozumieć siebie
Moja Kochana Kobietko, czy gdyby Tobie Ukochany powiedział w trakcie seksu, że go boli penis, to obraziłabyś się na niego? Czy gdyby on Ci powiedział, że boi się spróbować kolejny raz, bo ostatnio bolało, to byś go wyśmiała? Zignorowała? Czy przestałabyś go kochać, bo poprosił, żebyście zmienili pozycję, bo w tej go boli?
Kobieto, miej głos! Nie knebluj sobie sama ust!
A Ty, Mężczyzno, spróbuj być czasem bardziej dociekliwy. Bo gwarantuję, że zobaczenie grymasu bólu na twarzy partnerki, nie jest poza zasięgiem Twoich możliwości. Jej przyjemność czerpana z seksu bezpośrednio wpływa na libido soooł… Sam się zastanów, czy warto to ignorować. I w końcu samemu być ignorowanym.
A jeśli chcesz się dowiedzieć więcej o tym, jak zrozumieć kobietę i jak działa kobiece libido zapraszam najpierw tu:
>>> Co nas kręci, co nas podnieca, czyli rzecz o libido – temperament seksualny, cz. I <<<
A później tu:
>>> Co nas kręci, co nas podnieca, czyli rzecz o libido – kontekst, cz. II <<<
Na koniec tradycyjnie zapraszam do zapisu na newsletter:
A tutaj możesz zobaczyć mój kurs Naturalnego Planowania Rodziny online:
14 komentarzy
Grg
Ważny temat! Fajnie, że poza NPR-owymi newsami wzbogacasz bloga takimi treściami 🙂
Pozdrawiam!
Grg
Według mnie NPR sam w sobie to oczywiście ważna sprawa i duży krok w stronę udanej relacji intymnej, ale to jeszcze nie wszystko (o czym przypomina chociażby ten artykuł) 🙂
M.
Każdy ma swoją drogę do udanej relacji i jeśli takie jest Twoje doświadczenie, że NPR był krokiem naprzód, to bardzo pozytywnie. 🙂
Według mnie NPR sam w sobie nie ma mocy sprawczej, nie jest z zasady krokiem w dobrą czy w złą stronę, ani tym bardziej gwarantem udanej relacji. Zaryzykowałabym stwierdzenie, że raczej jest na odwrót – jeśli relacja jest dobra (i jest autentyczna, wspólna motywacja do stosowania metod naturalnych, czy to ekologiczna, zdrowotna, czy religijna), to zwiększa szanse, że NPR się sprawdzi. I moim zdaniem to dotyczy też innych metod zarządzania płodnością. Bo z kolei nie jest też tak, że opcja inna niż NPR jest jakimś krokiem wstecz w relacji czy ma na nią automatycznie zły wpływ – to po prostu inny wybór, a co z niego wyniknie, to zależy od konkretnych ludzi i sytuacji…
b.
M. bardzo cie lubie. Chyba jesteśmy z jednego forum ;-).
Proszę o poprawne napisanie adresu strony calajestespiekna.pl wydaje mi się, że tak ją napisałam – choć może mi internety same poprawiły. Jest tam artykuł oparty o dane naukowe o tym jak npr wpływa na relacje. NPR też jest antykoncepcją – i to wg. kościoła (nie piszę, że wg. nauki kościoła, bo jego nauka a to co faktycznie jest głoszone to są często dwie rozbieżne rzeczy). vide sposób jego prezentacji na naukach przedmałżeńskich: podkreślanie 100% skuteczności w zapobieganiu ciąży i pienia na temat jego zalet.
Co do seksu i zachowań kobiet, ja akurat nie miałam takiego pomysłu, że się godzę na brak przyjemności. Tylko teraz po latach widzę, jak bardzo brakowało mi wiedzy. Wchodząc w małżeństwo i ja i mój mąż uważaliśmy, że wszystko samo się stanie i samo będzie „grało”. tak też jest to często w różnych katolickich źródłach przedstawiane, że wystarczy tylko tzw. „czystość ” przed ślubem zachować i już samo to jest gwarantem seksualnej szczęśliwości na resztę życia. Ale tak nie ma. W związku z tym, że byłam dziecięciem i młodą kobietą wychowaną na katolickich treściach i w takichże środowiskach to straciłam sporo czasu na czekanie aż „samo” się zrobi – zamiast aktywnie szukać sposobów na osiąganie przyjemności. No i dopiero stosując już te sposoby odkryłam, że mam „wdrukowane” masę zahamowań i lęków. Bardzo się cieszę, że teraz jest tendencja żeby w ogóle mówić na takie tematy, bo jeszcze do niedawna nic się nie mówiło/pisało.
Barbara Olesińska
B. podlinkuj proszę konkretny artykuł, będzie łatwiej znaleźć 🙂
Nie ma Kościoła i Kościoła. Kościół Katolicki w swoich dokumentach głosi jedno i tego się trzymajmy – NPR nie jest ANTYkoncepcją, ale wszystko rozbija się o to, w jaki sposób para do tego podchodzi. Jeśli jest inaczej, proszę podrzuć konkrety z nauki Kościoła, żeby ta informacja była potwierdzona. Niestety zgadzam się, że to co stoi w dokumentach Kościoła to jedno, a to co jest głoszone przez księży… Czasem brak słów. Ostatnio usłyszałam od szwagierki, że na kursie przedmałżeńskim (na który jest mnóstwo chętnych) usłyszeli z narzeczonym od księdza, że według niego prezerwatywy są ok i jak chcą, to mogą stosować. No nie. Jeśli chcą żyć w zgodzie z nauką KK, to nie mogą. Więc jak widać może być i w drugą stronę. I potwierdzam, że na kursach czy rekolekcjach o NPR słyszy się tylko tę lukrowaną stronę. A kiedy trzeba konkretnej pomocy, to już chętnych brak i rozkładanie rąk.
Oj tak, bo udany seks to się sam robi, wystarczy czystość i wcześniej to lepiej nie gadajmy o tym nic, żeby nie kusiło 😀 A potem zonk, że jest lipnie i co teraz. A miało być tak pięknie. No życzę każdemu, żeby było pięknie i to od razu 😀 Ale rzeczywistość jaka jest, każdy widzi. Piona jeśli chodzi o pełen repertuar zahamowań i lęków 🙂
M.
Też znam ten artykuł, oto link: http://www.calajestespiekna.pl/2018/12/czy-dzieki-npr-bede-miec-szczesliwe.html 🙂
B.
Znam pary u których było odwrotnie niż pisze Grg. Npr pogorszył wzajemne relacje.
Na stronie Cała jesteś piękna jest artykuł pisany w oparciu o dane naukowe z którego wynika dokładnie to co napisała m. Czyli npr nie ma żadnej magicznej mocy żeby mieć samo w sobie wpływ na poprawę relacji. To TYLKO metoda. Zachęcam grp do przeczytania artykułu.
Barbara Olesińska
Mam wrażenie, że Grg nie to miał na myśli 😀 On tylko napisał, że to „duży krok w stronę relacji intymnej”. Ale też dodał, że są też inne, bardzo ważne kwestie, czego dowodem jest ten artykuł. Więc chyba nie ma się o co spinać 😉
Tak jak pisze B. – to tylko metoda. Znam mnóstwo par, którym NPR pomógł w rozkwicie relacji seksualnej, ale znam też takie, dla których jest póki co jedynie źródłem frustracji. I tym samym wracamy do początku – trzeba dobrać metodę do człowieka i nauczyć się ją stosować od profesjonalnego instruktora. I mówiąc o „metodzie” mam na myśli wszystko – od metod naturalnych po antykoncepcję, bo ile ludzi, tyle rozwiązań.
O udanej relacji seksualnej na lata pisałam też na fanpagu JZK na FB – https://www.facebook.com/jakzrozumieckobiete/posts/154670932622823?notif_id=1579987673446068¬if_t=page_post_reaction
Warto zerknąć na to co możemy zrobić, żeby było bardzo dobrze, zamiast dowodzić jak może być źle 🙂
M.
Wszystko zależy od tego, czy ktoś pisze/mówi o własnym doświadczeniu, czy formułuje ogólną tezę.
Jeśli ktoś pisze, że u niego konkretnie to był „duży krok w stronę udanej relacji”, to jak najbardziej w porządku, każdy sam najlepiej wie, jak wygląda jego życie. 🙂 Ale jeśli ktoś twierdzi, że taka jest reguła, to niestety nieprawda, bo nie ma żadnej reguły, tylko konkretne przypadki. Ja jestem na tę drugą wersję uczulona, bo jest szkodliwym mitem. Nie twierdzę od razu, że wypowiedź Grg była w tym duchu, mogło przecież chodzić właśnie o własne odczucia, a z tymi nie ma najmniejszego sensu polemizować nawet, jeśli mamy inne. Po prostu kontynuując wątek napisałam swoje przemyślenia w temacie.
Oczywiście, że warto się starać, żeby było lepiej, a nie tylko narzekać. Ale trzeba też powiedzieć głośno i wyraźnie o problemach, żeby wiedzieć, co naprawiać. Trudno konstruktywnie rozmawiać, skupiając się tylko na jednej stronie medalu, czy to negatywnej, czy pozytywnej… 😉 Zresztą tekst, pod którym dyskutujemy, też jest tak skonstruowany – jest mowa i o tym, co może się złego dziać, i o przyczynach, i o sposobach na poprawę. 🙂
Barbara Olesińska
Dzięki za taki pozytywny feedback! 🙂 Obok NPRu tematy związane z, jak to ładnie nazwałeś, udaną relacją intymną są moim największym konikiem, więc zapewne będzie tych artykułów jeszcze więcej. Niestety w internecie dobrych i fachowych treści jak na lekarstwo, dlatego staram się to zmienić.
B.
Dobra dopiero teraz przeczytałam artykuł i nie ma w nim ani słowa o npr. Co mnie cieszy. Temat artykułu bardzo ważny i mało nagłaśniany. Ostatnio czytałam artykuł o pokoleniu Z m.in. jakie mają podejście do seksu. Przerażające. Następuje chyba jakiś regres w rozwoju świata.
M.
Nie ma o nic NPR, a i tak temat wraca jak zły szeląg. 😉 I tak, chyba się znamy z innego zakątka Internetu. :p
M.
Jeszcze jeśli chodzi o regres, to wydaje mi się, że łatwiej zdiagnozować problemy nam współczesne, niż porównywać z przeszłością, bo do tego trochę brak danych. Otwarte mówienie o seksie (chociaż jest jeszcze daleko od sytuacji, w której wszyscy mają w tym temacie rzetelną wiedzę i dla wszystkich podejmowanie i zgłębianie tematu jest czymś naturalnym) to jednak dość nowe zjawisko. Te wszystkie blokady, uprzedzenia i szkodliwe stereotypy nie wzięły się znikąd, tylko gromadziły przez wieki, w różnych epokach. Chociażby manichejskie wpływy w chrześcijaństwie, które miało ogromny udział w kształtowaniu naszej kultury (można mieć różne zdanie, w którym miejscu dobry, w którym zły, ale że miało, to fakt). Albo (o ile wiem) w XIX w. seks, a już zwłaszcza przyjemność kobiety (do której odnoszono się co najmniej podejrzliwie), był w wyższych sferach ogromnym tabu. Wśród niższych warstw społecznych przypuszczalnie było mniej pruderii. Ale generalnie niewiele wiemy, bo gdyby ktoś stworzył rzetelne i szczegółowe opracowanie tematu, to by go pewnie odsądzono od czci i wiary i wyklęto ze „zdrowego” społeczeństwa. 😉 No i temat-rzeka, czyli tradycyjne uczenie dziewczynek, że mają być przede wszystkim miłe, grzeczne, skromne… – trudno to pogodzić z wizją kobiety, która wie, czego chce, i potrafi o to walczyć?
Według mnie to też fascynujący temat: jak wyglądało dawniej podejście do seksu oficjalne i w praktyce (No np. wiemy, że w średniowieczu seks w okresie postnym był uznawany za grzech – a dni postnych było w roku duuużo – ale czy ludzie tego faktycznie przestrzegali, czy było rozejście między nauczaniem a praktyką jak dziś w sprawie antykoncepcji?). Bo to ważny kontekst i może też nieco światła rzucić na problemy, które dziś dostrzegamy.
Bardzo możliwe, że moja powierzchowna wiedza w tej kwestii jest dodatkowo niedokładna i opiera się na stereotypach, na pewno chętnie bym ją pogłębiła. 🙂
B.
M. Też mnie to interesuje. Bo to ogólny brak wiedzy i brak normalnego mówienia o seksie. Jeśli się o nim mówi to albo wulgarnie, albo ze strachem że grzech albo się nie mówi bo wstyd.
Ciężko o treści które są po prostu informacją. Dodatkowo dochodzą różne ideologię. Liberalizm to też ideologia.
Ten artykuł w sumie jest po prostu informacją. To należy też docenić!
A tak na marginesie jak się przyjrzeć temu w jakim świecie kształtowała się nauka kk to się człowiek przestaje dziwić że brzmi tak s nie inaczej.